Moi Drodzy!
Ostatnio skończyliśmy pierwszy rozdział mojej powieści. Dzisiaj zapraszam do lektury początkowego fragmentu rozdziału drugiego. Dowiecie się m.in. z kim i o czym rozmawiał Domarad Baszta po tajemniczym zajściu z jego starszym bratem w trakcie wyprawy do centrum Terazanu, leżącego w północnym Naanaku.
Kto jeszcze nie czytał zapraszam do lektury poprzedniego odcinka >>>, żeby nie stracił wątku i życzę przyjemnego obcowania z literaturą.
Ciąg dalszy nastąpi :)
Pozwólcie, że w tym miejscu przerwiemy tę opowieść. Już w następnym odcinku dowiecie się więcej z opowieści pani Dobrochny i pewno też wreszcie okaże się, co spotkało Siemisława. To będzie bardzo ważny odcinek! Serdecznie Was zapraszam do jego lektury.
A tymczasem proszę: jeśli ten Ci się spodobał, udostępnij go i polub na Facebooku, zostaw komentarz tam lub tutaj. Jestem otwarty na Wasze sugestie, chętnie posłucham opinii.
Dzięki serdeczne i pozdrawiam. Do następnego poczytania zatem!
Ostatnio skończyliśmy pierwszy rozdział mojej powieści. Dzisiaj zapraszam do lektury początkowego fragmentu rozdziału drugiego. Dowiecie się m.in. z kim i o czym rozmawiał Domarad Baszta po tajemniczym zajściu z jego starszym bratem w trakcie wyprawy do centrum Terazanu, leżącego w północnym Naanaku.
Kto jeszcze nie czytał zapraszam do lektury poprzedniego odcinka >>>, żeby nie stracił wątku i życzę przyjemnego obcowania z literaturą.
fot. simonprodl, Pixabay.com |
Rozdział II (#1)
- Ja nie wiem co mu jest. Powiedziałem wam jak było. I to właśnie nie pierwszy raz, ale dzisiaj już przegiął. – Domarad stał z założonymi rękami, oparty o ścianę tuż przy kuchennym oknie. Jego twarz zdradzała stan głębokiego zamyślenia: czoło miał zmarszczone, wzrok utkwiony w jeden punkt, usta zaciśnięte i lekko przekrzywione w jedną stronę.
Przy stole siedzieli
rodzice braci Basztów. Oboje byli bardzo przejęci opowiadaniem
młodszego syna na temat zajścia jakie ich spotkało podczas wizyty
w centrum miasteczka. Pan Witosław wyglądał na nieco bardziej
niespokojnego, gdyż z niedowierzaniem kiwał głową i stukał
opuszkami palców po stole, a drugą dłonią gładził włosy
niedługiej brody. Od czasu do czasu pomrukiwał, jak gdyby prowadził
z sobą jakiś wewnętrzny dialog. Rozbieganymi oczyma zerkał to tu
to tam jak ktoś kto poważnie nad czymś się zastanawia i nie może
znaleźć rozwiązania. Pani Dobrochna również była bardzo
przejęta opowieścią Domarada, ale pomimo zatroskania o Siemisława,
emanował od niej nadzwyczajny spokój, a na nieco pobladłej twarzy
nie widać było oznak zdenerwowania. Patrzyła w jeden punkt i
rozważała słowa młodszego syna.
Po kilku chwilach ciszy
pan Witosław wstał i przechadzał się po kuchni w tę i we w tę.
Domik wodził za nim wzrokiem, a pani Baszcina ciągle patrzyła w
jeden punkt. Pan domu wreszcie odezwał się:
- A to dopiero. Ja też parokrotnie miałem wrażenie, że Siemisław na moment odpływał w swój świat, zamyślał się nad czymś. Uświadamiam sobie to dopiero teraz. – Pan Baszta znów przeszedł kilka kroków i kontynuował swoją myśl. – Ale z drugiej strony myślałem, że to zwyczajnie cecha charakteru chłopaka. A to wygląda na coś poważniejszego. Widać nie znam swojego syna tak jak powinienem. Trzeba się przyznać do tego przykrego dla mnie faktu i... błędu. – Szczególnie to ostatnie słowo zrobiło na Witosławie wrażenie i wyraźnie go dotknęło. – I mówisz, że Siemisław oparł się o stertę desek i osunął na ziemię? Był jakiś nieobecny, z mętnym wzrokiem? I coś lub kogoś zobaczył...? – Pan Witosław dopytywał jakby chciał utwierdzić się w przekonaniu, że opowieść syna jest prawdziwa.
- Tak było jak powiedziałem – zapewniał Domarad – przez chwilę nie reagował na nic i dopiero za jakiś czas zaczął normalnie kontaktować. Wtedy podniósł się i zerknął dość nerwowo na tamtych i szepnął, tak jakby do siebie: „Nie ma go”... Myślicie, żeśmy nie próbowali go nakłonić, żeby powiedział kogo tam widział? Nici z tego! Ale chyba chodzi o kogoś, kogo on widział, a my nie.
- Może mu się przewidziało, kogoś się wystraszył? – Pan Baszta szukał jakiejś wskazówki w sprawie.
- Chyba znacie Siemka – mówił Domarad – on tak szybko nie daje się wystraszyć. Ale takiego dziwnego jak dzisiaj, to go jeszcze nie widziałem. Na czole miał pot jak po jakimś treningu, szybciej oddychał. Czasami jak walczymy na miecze, też się zamyśla. Tak mi się zdaje, że to właśnie wtedy najczęściej mu się to przydarza, ale tak jak mówię: dzisiaj przegiął.
Pan Baszta pokręcił
znów kilka razy głową, a po chwili odezwał się jak ktoś, komu
nagle przypomni się coś ważnego:
- Ja się tylko boję, żeby to nie było coś związanego z jakimś niedokrwieniem mózgu albo co jeszcze gorsze z jakimiś problemami z psychiką.
- Musicie z nim pogadać, bo komu innemu to chyba nie powie ani słowem co to mu się przydarzyło. Siemko jest otwartym zieludem, ale jak już zrobi sobie jakąś tajemnicę, to się jej wiernie trzyma – Domarad popatrzył badawczo na rodziców.
- Ja porozmawiam z Siemkiem – wtrąciła się nagle do rozmowy pani Dobrożyźń – zaraz pójdę do jego pokoju i się z nim rozmówię, jeśli jeszcze nie śpi.
- To dobry pomysł. Wiadomo, że kto jak kto, ale ty potrafisz wiele wskórać tam, gdzie inni nie mogą – pan Witosław podszedł do żony i ucałował ją w czoło. Nagle jego twarz pobladła i nad czymś bardzo głęboko się zamyślił.
Pani Dobrochna wstała,
żeby wcielić zamiar w czyn, ale mąż powstrzymał ją jeszcze:
- A ty, co myślisz o przygodzie Siemisława? Czy może mieć ona związek z tym, no wiesz... – zapytał ją i utkwił w niej wzrok jakby była jakąś wyrocznią. Domarad również z ciekawością malującą się na twarzy wyczekiwał odpowiedzi, nie wiedząc do czego ojciec zmierza.
- Pozwólcie, że się wypowiem po rozmowie z Siemkiem.
Mąż i syn nie
protestowali, a pani Baszcina wyszła z kuchni i skierowała kroki ku
drewnianym schodom prowadzącym na piętro, gdzie znajdowały się
pokoje synów i córki. Były to schody już wydatnie zużyte, ale
przez to miały w sobie sporo uroku i swoistego piękna.
Żona pana Baszty
pokonała siedem stopni, a po chwili znowu siedem i już znalazła
się na wąskim korytarzu. Przebyła go w całości i dotarła do
drzwi prowadzących do pokoju Siemisława. Na moment zatrzymała się,
po czym ostrożnie zapukała. Nie usłyszała odpowiedzi. Zapukała
raz jeszcze, ale znów odpowiedziała jej tylko cisza. Wobec tego
chwyciła za klamkę i z całą delikatnością, której nota bene
nigdy jej nie brakowało, uchyliła drzwi i weszła do środka. W
pokoju Siemka panował półmrok. Nie było ciemno dzięki
księżycowi, który swą łagodną poświatą zdawał się spowijać
sporą część pomieszczenia, w tym fragment łóżka, na którym
znajdował się starszy syn Basztów.
Pani Dobrochna podeszła
do łóżka i nasłuchiwała. Do jej uszu dobiegały jedynie odgłosy
miarowych oddechów syna. Nie dostrzegła jego twarzy, gdyż
księżycowa poświata już tam nie sięgała. Mama Basztów
postanowiła sprawdzić czy syn rzeczywiście już zasnął, bo miała
wrażenie, że tylko sprytnie udaje sen. Zapytała więc cicho:
- Siemku, śpisz?
Ten nie odpowiedział.
Mama nie dała jednak za wygraną i postanowiła pójść za ciosem:
- Siemku, wiem, że nie śpisz. Czy możemy porozmawiać...?
Pani Dobrochnie zdało
się, że teraz oddechy jej syna stały się jakby głośniejsze, ale
to jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że syn wcale nie
zasnął, ale próbuje wprowadzić ją w błąd. Mama nie odpuszczała
i już teraz nieco pewniejszym głosem powiedziała:
- Jeśli chodzi o twoją dzisiejszą przygodę to ja chyba mogę ci pomóc. Wiem coś, czego jeszcze nigdy ci nie mówiłam, a co ma związek z tobą.
Po tych słowach Siemko
nagle na moment przestał oddychać. Mamie zdawało się, że kołdra
którą był odziany, nieznacznie się poruszyła. Chłopak przestał
udawać i odwrócił się w kierunku mamy; uniósł się na łokciach,
podsunął poduszkę pod głowę i tak w pozycji półleżącej
zerkał na panią Dobrochnę to znów na księżyc.
- Mogę usiąść przy tobie? – zapytała mama. Otrzymała odpowiedź w postaci Siemkowego skinienia głową i usadowiła się obok niego. Chwilę posiedzieli nie wypowiedziawszy do siebie ani jednego słowa, po czym mama przerwała tę ciszę:
- Opowiedz mi, proszę, co cię spotkało na rynku miasteczka, gdy podglądaliście żołnierzy Omenirionu.
Siemisław Baszta nie od
razu odpowiedział, ale widać było, że zmaga się z sobą i szuka
najlepszych słów, żeby opowiedzieć o szczegółach zajścia. Pani
Baszcina postanowiła przyjść mu z pomocą:
- To może najpierw ja opowiem o tym, co mnie spotkało, gdy byłam tylko cztery lata starsza od ciebie. – Siemisław spojrzał na mamę, a ta kontynuowała swoją opowieść.
Ciąg dalszy nastąpi :)
Pozwólcie, że w tym miejscu przerwiemy tę opowieść. Już w następnym odcinku dowiecie się więcej z opowieści pani Dobrochny i pewno też wreszcie okaże się, co spotkało Siemisława. To będzie bardzo ważny odcinek! Serdecznie Was zapraszam do jego lektury.
A tymczasem proszę: jeśli ten Ci się spodobał, udostępnij go i polub na Facebooku, zostaw komentarz tam lub tutaj. Jestem otwarty na Wasze sugestie, chętnie posłucham opinii.
Dzięki serdeczne i pozdrawiam. Do następnego poczytania zatem!
Komentarze
Prześlij komentarz